Dzisiejszą dawkę historycznych ciekawostek napocznamy od kuchni, a zakończymy przy barku. Menu zaczynamy od…
…średniowiecza! Dokładniej od dań, na które przychylnym okiem patrzył kościół. Przede wszystkim ze względu na post. Może trudno to sobie wyobrazić, ale w dawnych wiekach tenże nie opierał się jedynie na rybach. Szukano alternatyw i dorabiano do nich odpowiednią filozofię, aby była w zgodzie z kościelnymi doktrynami. Dlatego do potraw postnych zaliczano kaczki i gęsi. Z prostej przyczyny – podobnie jak ryby, były to zwierzęta wodne. Bez znaczenia było, że poruszały się także po lądzie. Z tego samego powodu smakołykiem były delfiny. Nie dość, że były to stworzenia morskie, to jeszcze wyskakiwały nad taflę wody. Czyli, że niemal latały. Był to bardzo ważny aspekt kulinarny, podobnie jak w przypadku wszelakiego ptactwa fruwającego w przestworzach, blisko Boga.
Natomiast owoce morza były niemile widziane na stołach. Poławiano je z dna, skąd niedaleko już do czeluści piekielnych.
Czy taki sposób myślenia prezentowali kucharze w Malborku? Zapewne tak. O innych tajemnicach krzyżackiej kuchni posłuchacie tu
Nadal głodni? Przenosimy się do Łodzi i zubożamy menu. Jednym z popularnych dań w biednej wsi (od 1915 roku dzielnicy miasta) Bałuty była baba z dziadem, czyli nic innego jak kapuśniak z kaszą pęczak. Danie należało do tzw. ajnkopfów, czyli jednogarnkowych (całą rodzina jadła z jednego garnka) potraw. Żyjących w skrajnej biedzie mieszkańców nie stać było nawet na mięsną wkładkę do zupy.
Pozostajemy w Łodzi i wprowadzamy się w nieco imprezowy nastrój. Miasto stolicą piosenki nigdy nie było. Co nie znaczy, że lokalsi nie mieli swoich ulubionych melodii. Dla badaczy miejscowego folkloru i gwary ponad 100 letnie pieśni robotnicze to skarbnica wiedzy. Dla przykłady taki fragment:
“Stelmachy, gdy żądali z kołodziejami wraz,
by lepszy lon im dali, skrócili pracy czas
lecz gdy to nie dostali od fabrykantów złych
wszyscy zastrajkowali – by dopiąć żądań swych”
Stelmachy? Wyrabiali sanie, wozy czy dorożki oraz części do nich. Po co w fabrycznym mieście tacy profesjonaliści? Bowiem transport materiałów do fabryk i gotowych wyrobów do wagonów kolejowych odbywał się właśnie w taki sposób. Po co im był lepszy lon? To nic innego jak godziwa zapłata za wykonaną pracę.
Przechodzimy do prawdziwych alkoholowych szotów. Po uzyskaniu praw miejskich w 1423 roku Łódź jeszcze długo przypominała wieś. W jaki sposób można było jednak poznać, że jest inaczej? Chociażby po prawie do propinacji:
Łącząc ostatni wątek z Bałutami – jednym z popularnych napitków był alembik, czyli wytrawna wódeczka, ale w biedniejszych kręgach oznaczająca po prostu przepalankę.
Bon apetit i na zdrowie!